Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Ja uważam, że normalne. Każdy przezywa stratę po swojemu. Jeden od razu bierze psa i jest mu łatwiej drugi tak nie potrafi. Ja mojego Maxia nie mam juz od 2 miesięcy. Jeszcze go nie opłakałam do końca i nie jestem gotowa na przyjęcie nowego pieska chociaż bardzo brakuje mi psa w domu. Kedyś nadejdzie ta chwila, że będę gotowa i wtedy pojadę do schroniska zabrać jakas bidę do domu, ale jeszcze nie teraz. Teraz bym chciała żeby ktoś mi oddał mojego Maxia niestety to niemozliwe bo Maxio przeszedł Tęczowy Most:-(
musi to byc impuls.czy to jest normalne?
to jak najnormalniejsze,u mnie musiało minąć od tragedii,4 lipca, do 10 pażdziernika, gdy nagle zaczęły się zimne noce i dni,i myśl, że ja mam warunki, a one tam nie dość, że cierpią, to jeszcze marzną.Daj sobie czas.
to jak najnormalniejsze,u mnie musiało minąć od tragedii,4 lipca, do 10 pażdziernika, gdy nagle zaczęły się zimne noce i dni,i myśl, że ja mam warunki, a one tam nie dość, że cierpią, to jeszcze marzną.Daj sobie czas.
wiem ze muszę mieć czas,wogle dostaje wariacji sama w domu,znalazłam w necie do oddania sunie wypisz wymaluj taka sama jak Hektor i już miałam dzwonić po nią ale wyczytałam ze nie możne być sama w domu i się wystraszyłam,nie wiem czy niszczy w domu czy wyje nie było napisane ale widzicie szukam podobnego pieska do Hektora.
Tutaj możesz się zwrócić z prośbą o takiego pieska jakiego byś chciała - wolontariusze , będą Ci prezentować różne pieski , dużo z tych psów jest w domach tymczasowych , tak , że wiadomo jaki mają charakter i zachowanie http://www.dogomania.pl/forum/forums/97 ... 213938de80 http://www.dogomania.pl/forum/forums/28 ... 56c6807478
w sobotę 24 sieprnia umarła moja cudna FIGUSIA...miała 15 lat..wiedziałam, że to może nastąpić, ale choroba serca postąpiła w ciągu miesiąca, bo w połowie lipca po raz pierwszy zemdlała...codziennie skrupulatnie wg zaleceń weta dostała leki...podsuwaliśmy jej najlepsze kąski, żeby tylko coś zjadła i była silna, chociaż całe JEJ zycie była dla całej rodziny małą Gwiazdeczką, Sarenką, Gusikiem, Słoneczkiem, Aniołkime i moim największym Cudeńkiem...BOże jak to boli!...ostatniej nocy nie spałyśmy...ja może godzinę..Ona wcale...cierpiała, bo miąła problemy z oddychaniem i rano szliśmy z moim synem po raz kolejny do weta woedziałam, że jest źle i lekarka przygotowywała na na Jej odejście...mówiła, że może trzeba będzie Jej w tym pomóc, bo nikt nie chciałby umierać z braku powietrza...dostała jeszcze leki...później wróciliśmy do domu...mieliśmy czekać ok. 1,5 godz. na działanie leku...ale pomyślałam, że na dworzu na trawce będzie Jej łatwiej, bo powietrze i lekki chłodek...posiedziałyśmy może 5 min. i wtedy chwiejnym kroczkiem chciała iśćdo domu...nie doszła, bo się zachwiała...podniosłam ją i biegłam co tchu do weta...ALE NIE ZDĄŻYŁAM!!!...UMARŁA MI NA RĘKACH...NIE MOGĘ SOBIE DAĆ RADY...mam 47 lat....wiele rzeczy mnie nie wzrusza...ale TEGO NIE MOGĘ ZNIEŚĆ...CHCE WYĆ!!!!...
chcę robić Jej obiadki, kupować kocyki i zabawki, chce całować Jej łapki i nosek...ale Jej nie ma....wiem, że bardzo cierpiała ostatnią noc...napewno wcześniej też była obolała...i patrzyła tymi swoimi słodkimi oczami na wszystkich - mówiąc "pomóżcie mi...
straszne jest też to, że mój 27 letni syn - kochał Ją niesamowicie i ja nie mogę być twarda, żeby Go wspierać...dusi to w sobie, ale Jego miłość do Figi była i jest ogromna...NIGDY nie słyszałam słowa, zniecierpliwienia, że ma z nią iść na dwór, choćby to miało być trzy razy w nocy...
jak się z tego ponieść!??...jeśli nie dam sobie rady to sama starcę chęć do życia...
chcę robić Jej obiadki, kupować kocyki i zabawki, chce całować Jej łapki i nosek...ale Jej nie ma....wiem, że bardzo cierpiała ostatnią noc...napewno wcześniej też była obolała...i patrzyła tymi swoimi słodkimi oczami na wszystkich - mówiąc "pomóżcie mi...
straszne jest też to, że mój 27 letni syn - kochał Ją niesamowicie i ja nie mogę być twarda, żeby Go wspierać...dusi to w sobie, ale Jego miłość do Figi była i jest ogromna...NIGDY nie słyszałam słowa, zniecierpliwienia, że ma z nią iść na dwór, choćby to miało być trzy razy w nocy...
jak się z tego ponieść!??...jeśli nie dam sobie rady to sama starcę chęć do życia...
Pomoria musisz przeczytać wątek od początku ,tu zostało powiedziane już chyba wszystko .Nie ma recepty ,trzeba to przepłakać ,za czasem będzie lepiej ,ale czas płynie wolno .
aniu005...dziękuję za odzew...wiedziałam, że bedzie mi ciężko, ale że nie aż tak...nie chce mi się jeść..nie chce mi się pracować...jestem jak w jakiejś czarnej dziurze...i czuję, że jak nie dam rady to zgłupieje...ogladam jej zdjęcia...tulę kocyki...po prostu głupieję!!!!
kupiłam już małe drzewko, żeby posadzić ja na Jej grobku...((((((((...i ryczę....wiem, tu nie ma recepty...ludzie, którzy nie zaznali psiej miłości nie wiedzą co to znaczy...i mogą takich jak ja uznać za głupków...ale mam to gdzieś...jestem z żałobie..
kupiłam już małe drzewko, żeby posadzić ja na Jej grobku...((((((((...i ryczę....wiem, tu nie ma recepty...ludzie, którzy nie zaznali psiej miłości nie wiedzą co to znaczy...i mogą takich jak ja uznać za głupków...ale mam to gdzieś...jestem z żałobie..
No tak czyli wszystko w normie .Masz takie same objawy jak ja .Rycz ,nie jedz ,miej w d...wszystko i wszystkich ,masz do tego prawo .Jak już wypłaczesz wszystkie łzy i obwinisz siebie ,cały świat i wszystkich innych to zacznie przechodzić .Pomyśl że twój psiak żył aż 15 lat ,nie wszystkim jest to dane -to taka pocieszajka .
.ludzie, którzy nie zaznali psiej miłości nie wiedzą co to znaczy...i mogą takich jak ja uznać za głupków...ale mam to gdzieś...jestem z żałobie..
I miej ,to gdzieś.masz prawo. Gdzieś,przeczytałam, że ludzie ,którzy obrabiają mnie za plecami,są krok za mną,czyli w najlepszej pozycji, by mnie pocałować w d....,.Trzymaj się,wybecz,czas działa na Twoją korzyść.
I miej ,to gdzieś.masz prawo. Gdzieś,przeczytałam, że ludzie ,którzy obrabiają mnie za plecami,są krok za mną,czyli w najlepszej pozycji, by mnie pocałować w d....,.Trzymaj się,wybecz,czas działa na Twoją korzyść.
Szarado, super to ujęłaś, właśnie tak musi Pomoria postępować. Wiesz Pomorio, posłuchaj Ani i ja Ci to radzę, poczytaj wątek od początku. Czasu nie cofniesz ale jak poczytasz ile osób tu na forum cierpiało tak jak Ty teraz przekonasz się ,że z czasem przyjdzie ukojenie. Myslisz ,że ja rok temu mogłabym pomyslęć,że mogę kogoś pociaszac po stracie pupila? Beczałam wtedy jak bóbr.A dziś już wiem,że takiego wsparcia nie można odmawiać nikomu bo nie tak dawno byliśmy w takiej samej sytuacji i sami tego pocieszenia potrzebowaliśmy.Mnie bardzo pomogła adopcja nowej kotki ale na początku po śmierci Katii nie chciałam słyszeć o nowym kocie. Los sam zdecydował i postawił tę kotkę na mojej drodze. Na wszystko trzeba czasu ,już o tym kiedyś pisałam,że żałoby nie da się przeżyć w przyspieszonym tempie.Płacz ile chcesz , bo płacz oczyszcza i przynosi ulgę.Nikt jeszcze nie wymyślił recepty na brak bólu po stracie, wszyscy, którz kochamy naszych Braci Mniejszych musimy mieć dużo czasu aby ten ból wypłakać. Dlatego życzę Ci aby ten czas płynął dla Ciebie jak najszybciej.
Zwracam się jeszcze do Ainos, która niedawno straciła ukochanego kotka. Ja tez jestem kociarą dlatego bardzo dobrze Cię rozumiem. Też mam inne koty ale utrata Katii zabolała mnie najbardziej. Myślę,że czytałaś cały wątek a jesli nie to bardzo Cię zachęcam abyś to uczyniła. JUż tu z Anią wszystkim powtarzamy ,że ten wątek zawiera już chyba wszystko na temat bólu po utracie ukochanego zwierzaczka.Jesli jeszcze potrzebujesz wsparcia to odezwij się, my tu wszyscy doskonale się rozumiemy bo wszyscy jesteśmy miłośnikami zwierząt i mamy za sobą wielki ból po utracie naszych kochanych futrzaków. Trzymaj się.
po pieram was wszystkich,wasze wsparcie dużo daje mimo ze jestem tez w żałobie świeżo podejściu mojego Hektora,mam wzloty i upadki sa chwile ze godze sie z tym a za chwile placze jak bobr wiem ze wszystkim trzeba czasu a ile tego nikt nie wie.i plakac nie ma co sie wstydzic jak sie kocha to tak jest.cieszmy sie ze nasze pupilki żyły z nami w tak dogodnych warunkach i byly sczesliwe i kochane.
jestem dorosła...muszę być dla moich bliskich, ale w piersi mam tylko ból...czuję zimno i smutek...robię co do mnie nalezy, rozmawiam, poruszam się...nie mogę normalnie spać i normalnie jeść...wczoraj, a raczej dzisiaj nad ranem zasnęłam tuląc i wąchając kocyk mojego Słoneczka...traktowałam Ją jak dziecko, bo była taka słodka..grzeczna i czuła...wczoraj gotując zupę kroiłam marchewkę...dla Mojej Figuni....((((((((((((((
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości