Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

mariantoru1954

07 sierpnia 2012, 14:09

ania05 pisze:Mario właśnie tak jest i będzie jak w wierszu który zacytowałaś .Nikt od Ciebie nie wymaga że mineło już tyle i tyle czasu więc masz się otrząsnąć .U mnie to trwało ok 2-3 mies.takie odrętwienie i płacz .Być moze u Ciebie będzie trwało 5 miesięcy albo dłużej ,daj Boże żeby krócej .Może mnie było łatwiej bo sunia już była wiekowa i do tego bardzo chora ,więc mogłam sobie tłumaczyć że przyszedł kres jej życia ,u CiebIE z kicią było niestety inaczej .Ryba86 -wszyscy tutaj przeżywamy bądz przezywaliśmy stratę naszych pupili ,rozumiemy ,wiemy -nawet bez słów ,niezależnie od okoliczności ,zawsze jest tak samo .

Własnie Aniu tez z pewnością chodzi o to,że Katia była taka młoda i zdrowa. Gdyby wczesniej mi nie zaginęła i nie musiałabym
jej leczyć z taką determinacją, potem ciagle bylam w napięciu,żeby już nic zlego jej się nie przytrafiło, tak bardzo jej
pilnowałam. Gdyby jeszcze po tym wszystkim dany był nam czas aby cieszyć się sobą i ona życiem, byla taka radosna......
Była moim oczkiem w głowie, tak bardzo ją kocham nadal i tęsknię za nią w kazdej chwili. Powtarzam się ale piszę szczerze
to co autentycznie czuję w kazdej chwili.Na dodatek muszę przebywać w pokoju, w którym wypadek miał miejsce.
Wczoraj na WP.pl zamieścili informację ,że Anna Mucha straciła najlepszegp przyjaciela. Kliknęłam i weszłam na jej blog.
okazuje się,że straciła slicznego kota, ktorego ktos jej otruł, miał 1rok i 9 mieś.Pod zdjęciami kotka ludzie wpisywali
swoje komentarze. Jakie było moje zdumienie,gdy oprócz współczucia było mnóstwo wpisów wręcz chamskich. Można nie
lubić tej aktorki ale co ma do tego niewinny kociak.Świadczy to o tym ilu jest podłych ludzi, ktorzy zwierzęta mają za nic.
Ja też się wpisałam , oczywiście pozytywnie, wpółczułam jej bardzo.My tu na forum tak pięknie piszemy o naszych
kochanych pupilach, wszyscy się pocieszamy i współczujemy sobie , a tam tyle chamstwa. Współczuję jej, że musi to czytać,
bo chyba czyta skoro to jej blog.Jedna babka opisała tam przypadek smierci swojego kota, który jak moja Katia zginął
w domu. Podobno wskoczył na krzesło,które się przewrociło oparciem na jego główkę. Dostał wstrząsu mózgu i krwotoku
z nosa. Ratowała go 3 dni niestety kociak nie przeżył.
Chwilami naprawdę myślę,że ci nieczuli mają łatwiejsze życie ,bo nie przejmują się swoimi pupilami ale czy są szczęśliwsi
niż my wrazliwi? Nie wiem co o tym mysleć, co jest lepsze, coraz częściej dopadają mnie tzw.mieszane uczucia.
Dziwny jest ten świat......Tak ciężko na nim być i żyć szczęśliwie.....
ania05

07 sierpnia 2012, 18:55

Ludzie są podli dla siebie a co dopiero dla zwierząt .Ileż to mamy "przyjaciół "którzy by nas chętnie ukatrupili....dla mnie jest to niepojęte .Co zawiniło biedne zwierze że jakiś czub go otruł ?Potem się dziwić że własne dzieci mordują .Bądzmy ponad to ,cieszmy się z tego że jesteśmy tak wrażliwi bo dzięki temu przeżywamy radość z posiadania i pomagania naszym mniejszym braciom .Szkoda tylko że musimy tak cierpieć jak odchodzą .
mariantoru1954

07 sierpnia 2012, 22:53

ania05 pisze:Ludzie są podli dla siebie a co dopiero dla zwierząt .Ileż to mamy "przyjaciół "którzy by nas chętnie ukatrupili....dla mnie jest to niepojęte .Co zawiniło biedne zwierze że jakiś czub go otruł ?Potem się dziwić że własne dzieci mordują .Bądzmy ponad to ,cieszmy się z tego że jesteśmy tak wrażliwi bo dzięki temu przeżywamy radość z posiadania i pomagania naszym mniejszym braciom .Szkoda tylko że musimy tak cierpieć jak odchodzą .

Zgadzam się z Tobą. Na tym bloogu A. Muchy ktoś napisał: " Im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta".
Też tak uważam, od pewnego czasu wolę zwierzęta niż niektórych ludzi.Jest takie motto:" Obojętnego na niedolę zwierząt
i ludzka niedola nie wzruszy". Potem mamy do czynienia z taką Waśniewską, matką Madzi.Jak do tej pory nie zawiodłam się
na żadnym zwierzaczku.Jaki byłby smutny świat bez nich.
Dzisiaj dowiedziałam się,że córki kolezanka stracila kotkę. Miala rok, w maju wysterylizoawna. Mieszkala w domku przy
ruchliwej ulicy i jakiś czub ją przejechał.Zauważyłam,że większość zwierząt kończy życie pod kolami samochodu lub z powodu
nieuleczalnej choroby.A jak ma się do tego wypadek mojej Katinki? Byla w domu pod moją opieką a jednak straciła życie.
Czemu to tak boli, to odchodzenie naszych pupili. Janusz tez zadawał pytanie o co Bogu w tym chodzi. Tak się mowi,że nic
nie dzieje się bez woli Boga więc czemu pozwala na tyle niesprawiedliwości zarowno w stosunku do zwierząt jak i ludzi?
Mam na mysli dzieci, młodych ludzi i te biedne zwierzaczki, ktore tak krotko żyły.Ciężko to zrozumieć a jeszcze trudniej
z tym żyć.Ja już jestem taka wykończona i zrezygnowana,że nie mam siły do życia. Wlaśnie uświadomiłam sobie,że żyję
w ciągłym stresie od 5 mieś.Moja Katia zaginęła 5 marca, odnalazla się po 3 tyg.i 2 dniach 28 marca. potem leczenie
bardzo stresujące przez 1,5 mieś. Bandaże zdjęte w połowie maja a ja czując ulgę jednocześnie poczulam ogromne zmęczenie psychiczne i fizyczne. Myślalam,że to chwilowe zalamanie i za kilka dni dojdę do siebie. Na dodatek przez 3 mieś. nie bralam hormonow tarczycy (mam niedoczynność) i to tez m.in. powoduje depresję.A nie brałam ich, bo nie chcieli
mi w mojej przychodni wypisac recepty bez zaśw. od endokrynologa ,że leczę się na tarczycę a od 16 lat leczę się i wiedzieli
o tym. Szkoda gadać, to z powodu jakichś nowych przepisów po nowym roku.No i 2 tyg. po zdjęciu bandaży moja Kati
odeszła. Nie ma jej już 2.mieś. a mój stres mnie nie opuszcza. W ten sposób uzbierało się 5 mieś. ciąglego napięcia.
Zamowilam wczoraj ten Rhodiolin, może okaże się pomocny.Chociaż mnie już na niczym nie zależy. Jestem już taka
zmęczona i zrezygnowana ,że już nie mam na nic siły ani ochoty. Bez mojej Katii już nic nie bedzie takie samo, juz nie bedę
mogła się uśmiechać i cieszyć życiem, nawet mi już na tym nie zależy.Smutne to ale prawdziwe.
ania05

08 sierpnia 2012, 01:09

A ja mam jednak nadzieję że się pozbierasz .Przecież jesteś potrzebna innym kotom ,a może gdzies jeszcze czeka jakas bida i ona da cię radość ?Stres potrafi wykończyć .Dlatego musisz wziąść się za siebie i wyrównać przede wszystkim tą tarczycę .Mój mąż tez dzisaj jedzie do pulmonologa po zaświadczenie ze od 20 lat choruje na astmę ......Rozumiem jakby te leki były za darmo ale kosztują mnie 200 zł więc po cholerę jakieś zaświadczenia .No ale trzeba .Ach w ogóle życie jest do bani ciągłe zmartwienia ,nerwy i stres .No ale cóż na to poradzimy ?Trzeba się cieszyć tym co się ma bo i tak do piachu ,I to mówi 40 letnia kobieta .Świetnie ....
mariantoru1954

08 sierpnia 2012, 12:56

I znowu beczę, dlatego odpaliłam komp. Gdy mam chwilę ,kiedy wydaje mi się ,że już będzie lepiej zawsze zdarzy się coś ,co
mnie powali. Przed chwilą nakladalam kotom mięsko i nałozyłam jedną porcję więcej- dla Katii, jeszcze mi się to zdarza.
I oczywiscie kończy się to płaczem. Ona cały czas jest w mojej głowie,caly czas ja kocham, moje oczy ja wypatrują, ręce
czekają gotowe do głaskania i ciagle ta pustka i cisza......Dlaczego ona odeszla, dlaczego tak szybko,jak znależć odpowiedzi,
zresztą co one dadzą. Żadne tłumaczenia nie zastąpią mi obecności mojej kici. Pozostałe koty nie dają mi takiej radości jak
ona. Dla nich jestem bardziej potrzebna do napełniania misek i sprzątania kuwet.Żadna nie ma tak przymilnego usposobienia
jak Kati,chociaż też się łaszą ale to nie to.....
Właśnie leci na Animal Planet program na temat fabryki psów w USA. To horror, w pale się nie mieści do czego ludzie są
zdolni. I jak nie kochać bardziej zwierząt,one nie wymyśliłyby takiego koszmaru.....
ania055

08 sierpnia 2012, 13:59

Ja nawet nie oglądam takich programów bo potem jestem chora .Takich ludzi powinno się eliminować ze społeczeństwa .
mariantoru1954

08 sierpnia 2012, 16:14

Dzisiaj mija dokładnie rok jak znalazłam moją Katinkę. Było to ok. 22-ej. Wracałam do domu z dokarmiania bezdomnych
kotów. Bylam juz blisko domu,rozmawiałam przez tel. z synową i nagle jak spod ziemi pojawiła się malutka kocina. Kropił
deszcz, ona wspięła sie po moich spodniach , drżała mokra. Gdy ją przytuliłam zaczęła słodko mruczeć. Pomyslałam,zabiorę ją do domu,nakarmię i wypuszczę. Tak tez zrobilam. Gdy najedzoną wyniosłam na dwór schowala się pod samochodem a ja
wracałam do domu. Gdy bylam pod klatką ona znowu pojawila się przy moich nogach i tak żałośnie miauczała,że nie miałam
sumienia zamknąć jej drzwi przed nosem. Wzięłam do domu i pomyslałam,że jutro pomyslę co z nią zrobić.Wtedy cały tydzien
padał deszcz więc jej nigdzie nie wyniosłam ani nie powiesiłam ogłoszenia ,tak jak na początku planowalam.Pytałam też
kilku osób czy chcieliby adoptować kotka.Dni mijały a ja coraz bardziej zakochiwalam się w niej. Jej wspaniały charakter
i wielka miłość do mnie od pierwszej chwili ujęły mnie za serce. Kupiła sobie mnie a tym samym miejsce w moim domu.
Chociaż nie było mi to na rękę bo to już był piaty kot w domu nie potrafilam z niej zrezygnowac. prędzej pozbylabym się któregoś z moich dotychczasowych kotow. Sielanka kwitla, kicia rosla, zaprzyjaznila się z reszta kotów aż do pamiętnego
5-go marca kiedy wypadla z balkonu i zaginęła. Reszta jej losow opisana jest na tym forum w moich poprzednich postach.
Nigdy nie przypuszczalam,że tak się skończy nasza miłość, że nie będzie nam dane dłużej się sobą cieszyć.Dzisiaj już kilka
razy beczalam bo to szczególny dla mnie dzień. Tak po cichu myslę....a może wyjść z domu ,tak bez celu, może moja Kati
pojawi się w innym futerku, może przyśle mi jakieś zastępstwo? Ale nie....to bylaby zdrada wobec niej......
ania05

08 sierpnia 2012, 16:40

Jaka zdrada ?Mario czy urodzenie np.jednego dziecka a potem drugiego jest zdradą tego pierwszego ?Czy wzięcie jedej bidy z ulicy a potem drugiej -nawet na jej miejsce -jest zdradą tej pierwszej ? wg.mnie NIE . Pomyśl mozę tam gdzieś pod śmietnikiem siedzi umierające zwierzę a ty jesteś na tyle .....zapatrzona w siebie i w swoją rozpacz że nic cię już nie obchodzi na świecie tylko rozpamiętywanie martwego kota ? Ale Ci pojechałam .Mam nadzieję że się nie obrazisz ,ale chciałam trochę Tobą potrząsnąć ........
mariantoru1954

08 sierpnia 2012, 17:04

ania05 pisze:Jaka zdrada ?Mario czy urodzenie np.jednego dziecka a potem drugiego jest zdradą tego pierwszego ?Czy wzięcie jedej bidy z ulicy a potem drugiej -nawet na jej miejsce -jest zdradą tej pierwszej ? wg.mnie NIE . Pomyśl mozę tam gdzieś pod śmietnikiem siedzi umierające zwierzę a ty jesteś na tyle .....zapatrzona w siebie i w swoją rozpacz że nic cię już nie obchodzi na świecie tylko rozpamiętywanie martwego kota ? Ale Ci pojechałam .Mam nadzieję że się nie obrazisz ,ale chciałam trochę Tobą potrząsnąć ........

Nie gniewam się Aniu, wiem,że masz dużo racji. Obawiam się tylko,czy gdybym faktycznie trafiła na jakies biedactwo ,to
zastanawiam się czy będąc w takim stanie bylabym skłonna usmiechać się do niego. Wiesz, nie chcę aby jakies zwierzatko
mogło z tego powodu ucierpiec.A poza tym ,gdybym miala wziąć nastepnego kota to musiałby spelniać pewne warunki:
tylko malego kotka są w stanie zaakceptować i nie skrzywdzic moje koty, musialaby to byc dziewczynka bo kocury nawet
kastrowane znaczą teren i sikaja na meble ( obecnie mam same dziewczyny), musiałby miec umaszczenie podobne do mojej
Katii, bo mam już całą czarną kotkę, dwa tzw,pingwiny (czarne z białym)sa tak podobne ,że czasem mi się mylą. Jedynie najmłodsza Zuzia ma pręgowane futerko z białą krawatką i białymi nóżkami. A Katia wygladała dosłownie jak kot bengalski,
cala pregowana ,bezowo-miodowy odcień i takie same oczy.Właśnie jej wygląd i do tego ten kochany charakter uwiódł mnie
i nie potrafiłam jej się oprzeć. Wiem na ktorym osiedlu jest trochę podobnych kotow ( od dawna bezdomne cale rodziny)
ale zastanawiam się czy sa zdrowe. Bo jak chorego kota wziąć do domu jak moje zdrowe? Chodzi głownie o te choroby
zarazliwe i nieuleczalne np. panleukopenia, FIP, Koci HIV lub kocia bialaczka. Na te choroby nie ma lekarstwa i glownie
młode koty kończa żywot z ich powodu.Musialabym takiego nowego lokatora trzymać w odosobnieniu, potem przebadać i ewentualnie leczyc. W tej chwili nie mam wolnego pokoju bo czasowo zajmują je matka i brat.
mariantoru1954

08 sierpnia 2012, 22:46

Tak jak planowałam tak wyszłam ale daleko nie uszłam. Planowalam pójść na to osiedle gdzie przypuszczalnie mogły byc jakies kotki do adopcji. Przechodzilam obok Netto i na ulicy leżał kotek zabity przez samochod.Z pewnościa to jeden z tych co ten
ich wlaściciel kazał im tylko myszy jeść. Byłam tak rozdygotana i zaplakana,że nie wiedziałam co robić. Próbowalam wrocic do domu ale kątem oka widzialam jak samochody omijają to biedne kocie ciałko. Pomyślalam,że jak zrobi się ciemno to będą
po nim jezdzić.Zapukalam do tej znajomej,która wtedy temu chlorowi odebrala psa i ona w rękawicach przeniosla to biedne
kocię na trawnik.Sztywna z nerwow i zaplakana poszlam do Netto , kupiłam żarcie moim kotom i jak zwykle puszkę dla tych
biedactw z tego domku chlora. Dziś byly 4 kotki, wylożylam im całą puchę i wrociłam do domu. I tak wyglądal mój dzisiejszy
spacer. Mam wszystkiego dosyć i chyba po takich przypadkach lepiej siedzieć w domu ,bo przynajmniej nie musialabym na
ulicy tego ogladać.
ania05

09 sierpnia 2012, 11:22

Widzisz Mario ile szczęścia dałas swojej Kati ?Ona miała kochający dom choć przez chwilę ,a tamte kotki nie mają nawet namiastki domu .Gdyby nie Ty i znajoma to nawet nikt nie zabrał kotka z jezdni a zapewne tysiące ludzi przechodziło .
dżunia
Posty:12
Rejestracja:08 lipca 2012, 13:59

09 sierpnia 2012, 16:35

Witam po długiej nieobecności. Chciałabym napisać, że wszystko jest w porządku, że zaakceptowałam całą sytuację i wróciłam do normalnego życia. Jednak gdybym to zrobiła okłamałbym Was. Nie jest lepiej. Mam wrażenie, że jest tylko gorzej a z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzam się w tym, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Niektórzy piszą, że od smierci ich Pupila mijają lata a oni nigdy nie widzieli go we śnie. Od śmierci mojego Skarbeczka nie minęły nawet dwa miesiące a przyśnił mi się już 5 razy. Może niektórzy pomyślą, że zwariowałam, a inni że kłamię bo to niemożliwe, ale to się dzieje naprawdę. Za każdym razem sens tych snów jest taki sam. Okoliczności w jakich to się dzieje zawsze są inne ale sedno jest dokładnie to samo. Najpierw widzę mojego Skarbeczka martwego i zaczynam płakać i krzyczeć, a później biorę go na ręce żeby ostatni raz go przytulić i się pożegnać a On odżywa. Czuję jak jego serduszko znowu zaczyna bić, czuję na twarzy jego ciepły oddech, czuję jak liże mnie jak kiedyś po twarzy, czuję pod palcami jego mięciutką sierść, nawet czuję jego zapach. Jest wtedy zupełnie zdrowy - jak dawniej. A później przychodzi ten najgorszy moment - kiedy się budzę, a to wszystko co przed chwilą wydawało mi się takie realne i prawdziwe znika. Kiedy przyśniło mi się to po raz pierwszy (a było to kilkanaście godzin po tym jak mój Maluszek odszedł) pomyślałam, że napewno przyszedł się ze mną pożegnać i daje mi znać, że teraz jest mu lepiej i jest już zupełnie zdrowy. Wtedy zobaczyłam Go we śnie jak leżał nieprzytomny dokładnie w tym miejscu w którym zmarł. A kiedy go przytuliłam on wstał (a przed samą śmiercią był całkiem sparaliżowany przez kilka godzin i nic nie jadł i nie pił) podszedł do miseczki zjadł, napił się, przyszedł żebym go pogłaskała i jak zawsze usiadł przy półeczce żeby poprosić o smakołyka. Wtedy ten sen przyniósł mi trochę spokoju. Pomyślałam, że to nie mógł być przypadek ani moja wyobraźnia, że kiedy umarł a ja całowałam i przytulałam Jego ciałko ostatni raz i poprosiłam żeby dał mi czasem znać, że wszystko jest w porządku i że teraz jest szczęśliwy - mój Piesek tego wysłuchał i naprawdę to zrobił. Tak bardzo prosiłam go w myślach, żebym mogła go zobaczyć chociaż we śnie, a On naprawdę mnie wysłuchał. Pomyślałam, że jestem szczęściarą, bo inni latami marzą o tym żeby spotkać we śnie Pupila, który od nich odszedł a mój Pysio przychodzi do mnie już pierwszego wieczoru. Piąty taki sen miałam właśnie dzisiaj. To wszystko było takie realne... Czułam jego ciepło, jego zpach, jego dotyk i byłam taka szczęśliwa. Ten moment kiedy on znowu odżywa w tych snach jest najcudowniejszym uczuciem, czymś tak wspaniałym że nie można tego opisać słowami. Ale najgorsze jest to kiedy wstaję i ten straszny chłód i puska dają wtedy o sobie znać ze zdwojoną siłą. Cały dzisiejszy dzień przepłakałam. Tak bardzo mi go brakuje... Tak bardzo bym chciała żeby te sny były prawdą. Może ciężko w to wszystko uwierzyć, ale przysięgam, że to się naprawdę zdarzyło. Gdyby to zdarzył się jeden raz, może ktoś próbowałby mi wmówić, że to moja wyobraźnia, że tak bardzo pragnęłam go znowu zobaczyć, że w końcu go zobaczyłam. Jednak skoro to powtórzyło się już 5 razy to nie może być przypadek. Chciałam Wam uświadomić - szczególnie tym, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości, że Zwierzątka po śmierci odchodzą do lepszego świata tak jak my - że to wszystko jest prawdą. Ja często rozmawiam z moim Pieskiem i bardzo go proszę, żeby mnie odwiedził, żebym mogła go przytulić - i to się naprawdę dzieje. Niektórzy widzą duchy zmarłych ludzi, a ja widzę we śnie mojego Pupilka. Niektórzy mogą mi wmawiać, że to obłęd, że to moja wyobraźnia, że to kłamstwo, ale ja wiem swoje. I bardzo chciałam się tym z wami podzielić i życzyć żeby również Was to spotkało. Mam nadzieję, że chociaż Wy nie będziecie się doszukiwać w tym choroby psychicznej... Czy komuś z Was też się coś takiego kiedyś przyśniło?

PS. Mario - ostatnio natknęłam się na reklamę nowej książki i od razu pomyślałam, że napewno Ciebie by zaintweresowała... Jest to książka "Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę." Podobno jest to taka kocia wersja Marleya więc myślę, że mogłaby Ci się spodobać.
ania05

09 sierpnia 2012, 20:24

Mnie też przyśniła się moja sunia .Ale raz czy dwa .Ja jej mówię że ma mnie pilnować i nie wpuszczać nikogo na podwórko-oczywiście obcego :)do wszystkich psów które już nie żyją tak mówię i leżą w różnych częściach podwórka .Tak jak proszę moich zmarłych bliskich żeby mnie pilnowali co bym żadnych głupot nie robiła....Dżunia to że jest gorzej to...normalne ,ja też tak miałam .Żal zbierał się jak wrzód żeby w końcu pęknąć i się wylać i był spokój a trwało to bardzo długo .Pogodzenie się nie przyjdzie ,żal nie minie ,tęsknota zostanie ....tylko trochę się "przykurzy",zardzewieje ,osłabnie .Życzę Wam żeby tak się stało jak najszybciej .
Elenar

09 sierpnia 2012, 21:57

Kochani, dziękuję, ze jesteście. Za wrażliwość i opisywanie tutaj swoich przeżyć. Przeczytałam cały wątek i...poczułam się "wśród swoich". Kilka dni temu przeżyłam stratę przyjaciela w makabrycznych okolicznościach. Kiepsko ze mną...

Moim przyjacielem nie był pies, a szynszylek i mam nadzieję, ze nie pogniewacie się, ze dołączę do psiego forum?

W tym momencie jestem już jakaś wyczerpana psycho-fizycznie i nie dam rady dzisiaj nic więcej napisać. Odezwę się jutro. Wszystkim cierpiącym dużo siły życzę.
ania05

10 sierpnia 2012, 00:08

Strata każdego przyjaciela jest taka sama ,czy to psa ,kota czy szynszylka .Jeśli jakieś zwierzę dużo dla nas znaczy żal jest zawsze taki sam .Elenar witamy ,chociaż nie jest to wesoły temat niestety to zawsze lepiej podzielić się swoim żalem z kimś kto rozumie i kto przeżył bądz przezywa to samo co ty .
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości