ja tak bardzo długo robiłam, właściwie odkąd Kori był mała - była bardzo lękliwa (całe dzieciństwo wałęsała się po śmietnikach), no bo przecież jak się boi i chce wracać do domu, to nie będę jej zmuszać - takie ludzkie podejście. Jeszcze się trochę nad nią poużalałam 'moja biedna dziewczynka, tak się boi'
I tym o to sposobem tak wzmocniłam jej strach że zaczęła się rzucać na wszystko, bo każdy był straszny. To było okropne, nie mówiąc o tym, że wyjście z nią poza bramy osiedla było niemożliwe. Nie popełniaj mojego błędu, bo będzie coraz gorzej. W ten sposób mówisz psu 'faktycznie coś strasznego się stało, uciekajmy razem'. Jak spokojnie stoisz w miejscu to mówisz 'nic się nie dzieje, nie widzę powodu żeby uciekać' i ona za 10 razem przekona się, że po wybuchu faktycznie nic złego nie następuje i będzie co raz reagowała mniejszym strachem, aż w końcu uspokoi się po 2 minutach i będziecie mogły kontynuować spacer. Dużo cierpliwości trzeba, bo oczywiście na początku za każdym razem jak spróbujesz ruszyć to będzie ciągnięcie do domu - wtedy znowu siad i pies grzecznie siedzi i czeka i przekonuje się, że nie stanie się mu krzywda. I to za pierwszym razem potrwa koło 10 minut, żeby nie było wątpliwości. Jak już uda Ci się ją opanować to idźcie przez paręnaście metrów w drugą stronę, a dopiero potem do domu.